Wreszcie Telara wróciła z jakimś starcem. Podobno to jej dziedek. Całkiem miło mi się z nim rozmawiało.
Ponieważ jezioro wyschło, mocą swojego żywiołu zrobiłem kanał od najblizeszej rzeki. Przez cały dzień nad tym pracowałem i wieczorem byłem nieźle zmęczony.
- Cześć, Valixy - powitałem ją czekającą u wejścia jaskini.
- Cześć, Antris - odparła. - Gdzie byłeś?
- Robiłem kanał, żeby doprowadzić wodę do jeziora...
I zaczęliśmy rozmawiać. Co jakiś czas zanosiliśmy się śmiechem. Bardzo przyjemnie mi się rozmawiało z Valixy, aż przyszli Telara, Dokami i dziadek Telary. Wtedy atmosfera jakoś przestała być taka swobodna. Telara byla spięta, ponieważ widziała ślady obcych wilków.
- Moge z Dokamim to zbadać - zaproponowałem.
- Nie jesteś zmęczony budową kanału?
- Nie, odpocząłem i posiliłem się mięsem.
Stanąłem na równe nogi i skoczyłem dużym susem w krzaki. Wysunąłem z nich głowę i spojrzałem wyczekująco na poważnego Dokamiego.
- Chodź! - zaszczekałem wesoło.
Nie pozostało mu nic innego, jak pójść za mną.
- Nie zdziwcie się, jeśli nie będzie nas kilka dni - powiedział na odchodnym dziewczynom Dokami. - Antris z pewnością nie zabiera mnie na krótka przebieżkę.
Słysząc to, pognałem w gąszcz pełen entuzjazmu i energii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz